Większość rodziców zapewne spotkała się kiedyś z sytuacją pozornego lub rzeczywistego zagrożenia zdrowia, a nawet życia swojego dziecka. O taką sytuację jest nietrudno. Zakrztuszenie się jedzeniem, utrata przytomności, groźne użądlenie, wypadek samochodowy – to zdarzenia, które budzą w nas przerażenie, zwłaszcza jeśli wyobrazimy sobie, że mogłyby dotyczyć naszego dziecka.
Robimy wiele by uchronić się przed takimi wypadkami, ale nie wolno też zakładać, że nigdy nas one nie spotkają.
Przez dwie ostatnie soboty uczestniczyliśmy w kursie pierwszej pomocy dla rodziców. Uczyliśmy się ratować dziecko, które przestało oddychać, które zadławiło się, zatruło etc. Omówiliśmy wiele niebezpiecznych sytuacji i przećwiczyliśmy kolejne etapy pomocy, wykorzystując przy tym fantomy imitujące dzieci w różnym wieku.
Nasze dzieci mogły towarzyszyć nam na kursie i myślę, że dzięki temu doświadczeniu, im również będzie łatwiej zrozumieć zagrożenia, o ile te nastąpią.
Dużo rozmawiamy o tym i cieszę się jak duży optymizm wnosi w nasze życie świadomość, że nie musimy być bezradni, że potencjalnie możemy pomóc sobie i innym.
Bardzo bym chciała by – tak jak dzieje się to w niektórych krajach – szkolenia z ratownictwa przechodzili cyklicznie wszyscy rodzice, wszyscy nauczyciele, wszystkie dzieci w szkołach.
Cieszę się, że organizuje się już tego typu szkolenia, które są prowadzone bezpośrednio z dziećmi i chciałabym, aby i moje córki w najbliższym czasie przeszły kurs ratownictwa, na poziomie adekwatnym do ich wieku.
Jestem pewna, że takie zajęcia, oprócz praktycznych umiejętności ratowania życia, potęgują też wrażliwość, empatię, a także solidarność wobec ludzi.
Komentarze
Niedawno usunięto ze szkół lekcje przysposobienia obronnego. Czy na ich miejscu nie powinny znależć się systematyczne zajęcia z udzielania pierwszej pomocy?