Nie wiem czy Napoleon podziwiał urodę tego miejsca. Zatrzymały go chyba innego rodzaju atrakcje. Na skraju lasu, jego wojska znalazły studnię z szampanem. Pokazywałam Wam ją w sierpniu (TUTAJ). Źródło musiało zostać całkowicie wyeksploatowane, więc dziś nic już nie zatrzymuje współczesnych wędrowców.
Dojechać tu można autem ale też drezyną. Idąc szlakiem widać stary przystanek i zasypane o tej porze roku liśćmi, tory kolejowe. Tę opcję polecaliśmy Wam już kiedyś na blogu (TUTAJ).
Tym razem wędrujemy…
Moi rodzice, którzy spacerują z nami, w młodości docierali w te okolice niedzielnym pociągiem z Poznania. Nieśli ze sobą kanapki, kotlety i termos z herbatą. Cała wyprawa!
Niedaleko, od końca XIX wieku, funkcjonowało sanatorium dla chorych na gruźlicę. Ich płuca miały tu wspaniałe warunki do regeneracji. Dużo wcześniej bywali też tu podobno Szwedzi. Stąd okoliczne pagórki nazwano „Szwedzkimi Górami”. Może to oni odkryli sławną studnię, zanim dotarł do niej Napoleon?
Teraz obszar wokół jeziora Kociołek to rezerwat chroniący magię tego miejsca…
Z listopadowej mgły wyłaniają się wiekowe drzewa, które być może widziały i Szwedów, i Francuzów, i niemieckich kuracjuszy, a może nawet moich młodych rodziców z koszykiem piknikowym.
Wydaje się, że nic nie zakłóca ich naturalnej egzystencji…
…poza panoszącymi się tu chyba w dużej liczbie bobrami!
Przyglądamy się śladom ich zębów, grzybom porastającym omszałe pnie, liściom leżącym wszędzie i odbijającym się jeszcze w lustrze Kociołka.
Pięknie!
/
Komentarze