„Baucis nie była żadną boginią, tylko skromną staruszką żyjącą wraz ze swym mężem–staruszkiem o imieniu Filemon w chatce za miastem, na wzgórzu.”
– tak zaczyna się rozdział poświęcony gotowaniu zupy jarzynowej, w jednej z naszych ulubionych książek dla Dzieci Kulinarnych – „Całuski Pani Darling”. Uwielbiam gawędy pani Małgorzaty Musierowicz, więc znów oddaję jej głos:
„Któregoś późnego wieczoru do drzwi ich chatki zapukali dwaj nieznani wędrowcy. (…) Filemon i Baucis nie uchybili świętemu prawu gościnności i zaprosili nieznajomych do wnętrza. Jak się okazało, wędrowcy obeszli przedtem całe miasto, prosząc o nocleg, i wszędzie zamykano im drzwi pod nosem. Staruszkowie, nie zważając na późną porę, rozniecili ogień i usadowili przybyszów za stołem.”
Przybyszami okazali się być greccy bogowie – Zeus i Hermes, którzy ze smakiem spożyli zupę ugotowaną z warzyw z ogródka, a w trakcie jedzenia zamienili zastawę glinianą na złotą i pomnożyli potrawy. Rozpoznani przez staruszków, którzy chcieli zabić nawet na cześć gości swą jedyną gęś, bogowie odwdzięczyli się w specyficzny sposób. Niegościnne miasto zostało zatopione, mieszkańcy zamienieni w żaby, a w ogródku Baucis i Filemona pojawiła się wspaniała świątynia, w której staruszkowie pełnili służbę kapłańską do czasu swej wspólnej śmierci, kiedy to przemienili się w zrośnięte korzeniami drzewa.
Mityczna historia spotkała się z zainteresowaniem dziewczynek, choć młodsza wyraziła powątpiewanie czy postawienie świątyni w ogrodzie jest właściwą zapłatą za gościnność: „Mamo, chciałabyś takie coś?” – zapytała;)
Przedstawienia tej mitologicznej sceny podjęło się wielu malarzy. Obejrzałyśmy obrazy Elsheimera, Rubensa, Rembrandta i Ryckaerta…
…a potem przystąpiłyśmy do ugotowania zupy jarzynowej. Pani Małgorzata Musierowicz zachęca by „wyobraźnia Dziecka ruszyła do akcji i Dziecko spróbowało odgadnąć, co też za jarzynki wchodziły w skład owego dania. Czy ziemniaki były znane w Grecji starożytnej? Oj, nie (przywędrowały dużo później z Ameryki). A włoszczyzna? Być może. A groch i fasola? Na pewno. Cebula? Także. Zioła? Ależ oczywiście. Pomidory? Nie. Soczewica? Tak…”
I tak możemy sprawdzać „starożytność” kolejnych warzyw, ale w zupie nie zaszkodzi przecież wykorzystać i innych. Skład naszej zupy był o tej porze roku oparty na mrożonkach, do których dodałyśmy ziemniaki, czosnek, ser i przyprawy.
Zawsze możemy też liczyć na świeżą pietruszkę z naszego ogródka ziołowego i kiełki. Pietruszka rośnie nawet zimą i z powodzeniem odkopujemy ją spod śniegu…
…a kiełki hodujemy w domu…
Same już nie wiemy czy przyjemniejsze było poczytanie o zupie, jej gotowanie…
…czy wspólne jedzenie…
A najfajniejsze w przepisie Baucis jest to, że można zupę ugotować całkowicie po swojemu, a nawet zawsze w inny sposób i z innym zestawem warzyw, co wraz z nadchodzącą wiosną, będziemy mieli szansę stosować. Niezmienne pozostanie już zapewne to, że teraz każdą ugotowaną przez siebie zupę jarzynową, dziewczynki będą nazywały zupą Baucis.
/
5 komentarzy
Ale się wczoraj zgrałyśmy z “Całuskami”. Tylko u mnie bez takich pięknych zdjęć i nie zupa, a Naleśniki Mamusi Muminka 🙂
Na zupy jarzynowe nie trzeba mnie namawiać , chociaż na pierwszym miejscu stawiam pomidorową /koniecznie z przecieru domowej roboty/ . Zielony groszek lubię też na gęsto z marchewką , a pomysł z kiełkami muszę wypróbować .
Fajnie łączysz przyjemne z pożytecznym . Pozdrawiam Yrsa
maniaczytania,
“Całuski” są niezastąpione:) a naleśniki Mamusi Muminka uwielbiamy!
Yrso,
Obiad trzeba ugotować, a przyjemniej się gotuje “zupę starożytną” niż zwykłą jarzynową;)
Z kiełkami eksperymentujemy na różne sposoby i odkrywamy ciągle nowe smaki:)
Pozdrawiamy serdecznie
To już wiem co mamy dziś na obiad :))
tlingito,
Życzymy smacznego:)