Kiedy jako mała dziewczynka, przychodziłam z rodzicami lub szkolnymi kolegami do poznańskiego Muzeum Narodowego, największą atrakcją było dla nas zakładanie ogromnych muzealnych kapci i ślizganie się w nich na posadzkach galerii. Robiliśmy to oczywiście ukradkiem, bo powaga sal i wszechobecnych strażników, działała onieśmielająco.
Teraz, kapcie znikają z muzeów, a dzieci zachęca się w inny sposób do odwiedzin.
Bardzo cieszą mnie wszelkie inicjatywy, dzięki którym dzieci mogą być bliżej sztuki i miło spędzając czas, rozmawiać o niej z rodzicami.
Jednym z takich nowych pomysłów naszego muzeum, jest Walizka Muzealnych Tropicieli. Dziś właśnie postanowiłyśmy do niej zajrzeć.
Walizkę dostałyśmy w szatni i była do naszej dyspozycji na cały czas muzealnych poszukiwań, a pracy z poszukiwaniami miałyśmy bardzo dużo.
Wewnątrz walizki znalazłyśmy mnóstwo różnych przedmiotów. Do każdego z nich dołączona była kolorowa etykieta z opisem zadania, które należało wykonać. Kolory etykiet zawężały obszar poszukiwań do wskazanej galerii.
Wstępnego rozpoznania zasad dokonałyśmy zresztą przy obrazach kolorystów, wykonując pierwsze zadanie łączenia barw na wzorniku. Później, przy portretach Witkacego, robiłyśmy śmieszne miny do dołączonego lusterka.
Kiedy w Galerii Sztuki Współczesnej odszukałyśmy „Obraz liczony 35328 – 57052”, musiałyśmy użyć kalkulatora, by znaleźć ilość liczb na obrazie.
Następnie, w czapce z dzwoneczkami, szukałyśmy sławnego „Stańczyka” i postaci z innymi atrybutami znalezionymi w walizce: kwiatami i pomarańczą.
Przed “Madonną z Dzieciątkiem i barankiem” (Quentin Massys), dzieci ułożyły puzzle z tym obrazem.
Przy innym obrazie z Madonną: „Święta rodzina w wieńcu kwiatów” (Daniel Seghers) używałyśmy lupy by odnaleźć i policzyć wszystkie owady. Zauważyłyśmy też, że chłopcy, którzy zwiedzali muzeum z taką jak nasza walizką, swoje puzzle układają właśnie przy tym obrazie, a więc wyposażenie tropicieli trochę zróżnicowano.
Kredek i kolorowanek należało użyć w sali z polskimi portretami szlacheckimi, zapoznając się z elementami opisanego stroju (żupan, kontusz, pas, czapka, buty).
.
By rozwiązać ostatnie zadanie, musiałyśmy otworzyć drewniany kuferek.
Pomagając sobie lupą i latarką, dzieci oglądały drewnianą, polichromowaną, średniowieczną rzeźbę „Chrystus na osiołku”. Musiały zgadnąć z którego z materiałów, których próbki znalazły w kuferku, wykonano rzeźbę.
Dzieci polubiły to muzeum, a dla mnie najważniejsze jest to, że chcą tu wracać.
Komentarze
Niesamowite, jak można dzieci zainteresować sztuką dawną i współczesną – wystarczy chcieć.
Godne polecenia osobom zarządzającym innymi tego typu placówkami i narzekającym na brak zainteresowań ze strony dzieci i młodzieży.
Droga Tropicielko Pikinini!
Można się spierać, czy bardziej emocjonuje ślizganie się w kapciach, czy jedzenie ciasteczek jak najbliżej strażnika, ale ja nie w tej sprawie.
Otóż chciałbym przestrzec, że kalkulator w odniesieniu do obrazów, zwłaszcza liczonych, pana Opałki, bywa zwodniczy. Obawiam się, że odjęłaś 35328 od 57052, co dało wynik zawyżony. Pan Opałka bowiem po liczbie 44999 namalował 50000. Na powyższej ilustracji niestety tego nie widać, bo jest sprytnie wycięta.
Pozostaje pytanie, czy uczynił to przez nieuwagę, czy rozmyślnie.
Pozdrawiam 🙂
Risto
Oto jakie ciekawostki czekają w muzeach!
Wybierzemy się wobec tego jeszcze raz obejrzeć obraz pana Opałki:)
[…] My wybrałyśmy się nocną porą do Galerii Sztuki Polskiej XVI-XVIII w. Muzeum Narodowego, którą już odwiedzałyśmy razem, oglądając staropolskie stroje na portretach szlachty. […]