Dla Poznaniaków odzyskanie niepodległości wiąże się grudniowym wybuchem Powstania Wielkopolskiego. Być może dlatego, 11 listopada mniej jest u nas akcentów narodowych, a więcej celebrowania dnia Świętego Marcina. W naszej rodzinie, w tym dniu wywieszamy flagę państwową, opowiadamy dzieciom rodzinne historie i zajadamy się rogalami świętomarcińskimi. Czasami rano jedziemy na Plac Wolności by obejrzeć ułanów i posłuchać wystrzałów armatnich, a czasami po południu na ulicę Święty Marcin przyjrzeć się korowodowi.
Huczne imieniny tej ulicy urządza się w Poznaniu od kilku lat, a ich celem jest ożywienie głównego traktu Poznania, straszącego niestety coraz większą ilością opustoszałych witryn sklepowych. 11 listopada robi się tam jednak bardzo gwarno i – powiem szczerze – dla mnie jednak zbyt tłoczno. Czasami w przygotowywanym przez miasto programie imieninowym znajduję jednak na tyle kuszącą propozycję by przełamać swoją niechęć do tłumu i zajrzeć na Święty Marcin:) W tym roku zwabiła mnie informacja o aranżacji na jednym z podwórek, zapomnianych zabaw.
Z ulicą wiąże mnie – jak zapewne i większość Poznaniaków – wiele wspomnień: filmy w kinie Muza, desery Ambrozja w „Kociaku”, zakupy w domach handlowych Alfa, teatr animacji i budynki uniwersyteckie. Podobają mi się niektóre kamienice, pas zieleni między torami tramwajowymi, odnowiony zamek cesarski i „fyrtel” wokół kościoła św. Marcina, a brakuje mi migających neonów:) Chciałabym też przenieść się do czasów cesarza Wilhelma, kiedy ulica wyglądała chyba najładniej!
Może kiedyś, z okazji świątecznych obchodów udałoby się tak zaaranżować to miejsce? W pustych lokalach urządzić sklepy z dawnych lat, a podwórka zapełnić ludźmi w strojach z różnych epok. Namiastką tego pomysłu było właśnie podwórko, na którym pokazywano dawne zabawy. Ale właśnie! To jedno podwórko było zbyt małe dla tłumu zainteresowanych ludzi. Otwórzmy wszystkie podwórka! Przydałyby się też przebrane odpowiednio dzieci, które umiałyby grać w gumę, kapsle i cymbergaja. Współczesne, nie bardzo wiedzą jak się do tego zabrać, a widok skaczących z wysiłkiem matek i z trudem pochylających się nad kapslami ojców może nie być motywujący;) Historia ulicy liczy zresztą ponad 200 lat, a dzieci nie bawiły się zawsze tak samo. Na podwórkach były też warsztaty, a ludzie np. trzepali dywany. Wędrujący z balonami i rogalami tłum można by odpowiednio przebrać i przegrupować. Ja zgłaszam się na sprzedawczynię w dawnym sklepie ze starymi zabawkami;)
Świętujemy…
Patron ulicy…
Wszędzie rogale…
…ale są i poznańskie rury, choć ich czas to procesje Bożego Ciała!
Zapomniane zabawy podwórkowe…
…i zwiastun nowego pomysłu…Idźmy w jego ślady:)
/
Komentarze
Pamiętaliśmy o smaku rogali w tym dniu! Są przepyszne!
zakładko
Oj, tak, rogale są niestety przepyszne! Później trzeba dużo się ruszać:)
Pozdrawiamy
Wiem, wiem, teraz bym ich chyba nie zjadła. Mam mocne postanowienie- do świąt zero słodyczy. Ale wspomnienie tych rogli, których spróbowaliśmy po raz pierwszy podczas wizyty w poznańskim teatrze na sztuce Dziadek do orzechów (zachęcił mnie zresztą opis z Twego bloga) jest w nas ciągle żywe. Pozdrawiam!
Mam nadzieję, że sztuka się podobała. Pozdrawiam z Poznania:)