Wspomnienia zawarte w tej książce to znakomity dowód na to, że marzenia – nawet jeśli się nie spełniają – ubarwiają życie.
Podróż do Brazylii była marzeniem ojca małej Marysi, a dla niej stało się ono synonimem pragnienia życia pełnego przygód i wspomnieniem więzi, którą tworzy wspólne snucie czarodziejskich opowieści.
Z mojego punktu widzenia, życie w przedwojennym Krakowie i na podkrakowskiej prowincji jest już samo w sobie magiczne i z prawdziwą przyjemnością czytałam wspomnienia autorki, nie martwiąc się wcale tym, że nie dotarła do Brazylii.
Latarnie gazowe, stare kamienice, brukowane ulice, szkolne mundurki, służące…
Egzotyczne jest dla mnie również źródło utrzymania rodziny. Nie znam nikogo w Polsce, kto byłby właścicielem rodzimych kopalń naftowych.
Rodzina Franciszka Rziha, który zajmował się poszukiwaniami ropy, pochodziła z Czech, ale on sam zamieszkał w Polsce. Matka Marysi była nauczycielką gimnazjalną. Obydwoje nie tworzyli może najszczęśliwszej pary, ale potrafili stworzyć dobre i ciekawe dzieciństwo córce.
Ciekawe wspomnienia – o ludziach tworzących przedwojenną gospodarkę, o urzędnikach, ziemianach, wojskowych, o bogactwie etnicznym i kulturowym, które ma wpływ na życie małej dziewczynki. Opowiastki o świecie którego już nie ma, Polsce równie dla nas dalekiej jak Brazylia.
Maria Cegielska, Podróż do Brazylii. Wspomnienia córki galicyjskiego naftowca, Księgarnia Akademicka 2009
/
Komentarze
Czytałem obszerne fragmenty tej książki, podkradając ją żonie, choć czasami, mi facetowi, nie wydawała się dość wartka. Ale w sumie przykuła na długo moją uwagę, pewnie też z tego powodu, gdyż przypominała film fabularny (dlaczego? – w zasadzie nie wiem…) o Coco Chanel !!!
A może stało się tak bardziej z tego powodu, że interesuję się historią, i nie zawsze tą WIELKĄ, XX wieku?
Dużo nasłuchałem się o czasach przedwojennych od rodziców i wujostwa (wiodło im się ponoć całkiem nieźle), i być może przy lekturze tej książki pomyślałem z – nieuzasadnioną w moim przypadku – nostalgią, o tamtych (czy rzeczywiście takie były?) idyllicznych czasach?
Moja Mama wielokrotnie wspominała, jak przed Nią, przed wojną, gdy jako dziecko miała zaledwie 10 lat, ekspedientki w sklepie obuwniczym przyklękały z zamiarem dopasowania kolejnej pary butów. Jakoś, ja bynajmniej nie zauważam, aby współczesne polskie ekspedientki, (a tyle mówi się o dopieszczeniu klienta!) były skore do takiego ––> przyklęknięcia…
I nie o samo przyklęknięcie przecież mi idzie, ale o wolę życzliwej pomocy dziecku, czy rodzicowi…
Widziałem kiedyś taką sytuację, ale było to przed ok. 25 laty we Francji, kiedy elegancko ubrana sprzedawczyni przymierzała niezliczone pary butów mojemu – wtedy 5 letniemu – kuzynkowi…(ma na imię Jerome), przynosząc co chwila z zaplecza kolejne piramidy kartonów.
Ja, urodzony w Polsce okresu PRL, byłem bez mała zgorszony/speszony (tak!) taką sytuacją. No bo jak dorosła obca osoba może klękać przed dzieckiem i zakładać (na ukucka!) buty.
Dziś, przywołując po latach tamten obraz, widzę (i zawsze tak to widziałem), że owa kobieta, sprzedawczyni, bardzo urodziwa, i ubrana niezmiernie dystyngowanie – nie czuła się w ogóle, (bynajmniej nie dawała po sobie poznać) upokorzona i zażenowana taką sytuacją.
Zastanawiałem się wielokrotnie, dlaczego ta pani tak się zachowywała? I dlaczego w Polsce tak nie jest? Dlatego, że to jest jakby inna kultura? Odmienna, od naszej, polskiej? I myślę też, dlaczego towarzyszyły mi wówczas takie ambiwalentne emocje?
Doprawdy nie wiem jak to wytłumaczyć…
Slicznie ubrana ta dziewczynka na zdjeciu. Nie moge przestac podziwiac jej czapki:-) !
Tata_1968 – ja mieszkam poza Polska i tutaj rzeczywiscie przymierzaja dzieciom buty w sklepach na kleczkach. Glownie po to, zeby sprawdzic czy pasuja i czy nie sa za ciasne. Trudno to zrobic na stojaco 🙂 Sprzedajacy dokladnie wiedza ile miejsca powinno zostac puste z przodu i boku buta, zeby nie obcieraly i potrafia wybrac odpowiedni rozmiar . Ja sama, juz od dawna na tym polegam i sama nigdy nie sprawdzam dodatkowo “gdzie jest duzy palec”. To mnie nie krepuje, natomiast krepuja mnie “czysciciele butow”, ktorych czasami sie spotyka zagranica. Tez nie wiem dlaczego, bo w koncu tez nie moga tego zrobic na stojaco 🙂