„Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku.” Pierwszym krokiem w świat dla Arkadego Fiedlera, znanego podróżnika i pisarza, były wyprawy z ojcem na nadwarciańskie łąki. Tam, wśród dębów i motyli zaczął snuć swe marzenia o dalekich krajach.
O tym, jak ważne jest by starać się spełniać swoje marzenia, opowiadał – w ramach kolejnego spotkania na Uniwersytecie dla Dzieci – wnuk Arkadego Fiedlera.
Podobało mi się w tym wykładzie, podkreślenie znaczenia poznawania świata najbliższego nam, tego by interesować się przyrodą wokół domu, by tak właśnie nauczyć się kochać rośliny i zwierzęta.
Dęby nad Wartą były dla Arkadego Fiedlera pierwszą puszczą i wśród nich zaczął marzyć o ogromnych motylach jeszcze bardziej kolorowych, niż te które łapał z ojcem.
Kolekcję motyli i inne, osobliwe zbiory ze swych podróży, gromadził Fiedler w swoim domu w Puszczykowie, który jest zarazem już od dawna, bardzo ciekawym muzeum. Ekspozycja cały czas się powiększa, a prowadząca muzeum podróżnicza rodzina Arkadego Fiedlera ma wciąż nowe pomysły. Radosław Fiedler opowiadał o nich dzieciom, o swoich wspomnieniach związanych z dziadkiem, o tym jak otwierał z nim kufry pełne egzotycznych pamiątek. Dzieci zainteresowane były bardzo historiami o zwierzętach: przywiezionej małpce, piraniach, wężu boa, wypchanych pająkach.
Kiedy byłam dzieckiem, często jeździliśmy z rodzicami pociągiem do Puszczykowa, popularnego od lat, celu weekendowych wycieczek z Poznania. Wędrowaliśmy leśnymi ścieżkami i odwiedzaliśmy muzeum Fiedlera. Było to dla mnie zawsze duże przeżycie. Nie mogłam oderwać wzroku od rytualnych masek, spreparowanych ptaszników, skorpionów i ludzkich główek.
W domu mieliśmy całą kolekcję książek Arkadego Fiedlera. W szarej, komunistycznej rzeczywistości, egzotyczne podróże w nich opisywane były dla nas tym bardziej niesamowite. Najpierw oglądałam tylko znakomite fotografie, później już czytałam: „Wyspę Robinsona”, „Orinoko”, „Ryby śpiewają w Ukajali”, „Gorącą wieś Ambinanitelo” i najbardziej przeze mnie – miłośniczkę Indian – ulubioną książkę „Mały Bizon”.
Chciałyśmy z siostrą podróżować po świecie i zaczęłyśmy, zainspirowane muzealnymi ekspozycjami tworzyć w swoim pokoju hobbystyczne kąciki.
W kąciku geograficznym powiesiłyśmy na ścianie mapy z „Poznaj świat”, w kąciku przyrodniczym królowała kolekcja muszli, ptasich piórek, kamieni i przywieziony z Bułgarii zasuszony krab.
Teraz, moim dzieciom, jest w Polsce znacznie bardziej kolorowo, ale tak jak ja, lubią zbierać podczas spacerów przyrodnicze okazy, lubią czytać o podróżach i lubią kiedy babcia z dziadkiem jadą z nimi do muzeum w Puszczykowie.
Komentarze
jest to moim zdaniem superowe 🙂
tak, warto poznawać świat bliski nam i warto o tym pamietać 🙂