Pokazywałam już Wam kiedyś nasze stare sanki, które wiernie służyły mi i mojej siostrze od najwcześniejszego dzieciństwa. Na ich poprzecznej belce wciąż widoczne są nasze imiona, którymi tata je podpisał. Kiedy się złamały nie wyrzuciliśmy ich. Powędrowały do stolarza, który wymienił drewnianą belkę na nową i wciąż służą świetnie naszej rodzinie.
Wczoraj postanowiłam zabrać sanki nad Wartę w Poznaniu, na górki, po których jeździły wożąc mnie i siostrę. Górki były trochę mało ośnieżone, ale dało się po nich zjeżdżać. Zaskoczyła mnie mała liczba dzieci, które tam zastaliśmy. Za czasów naszego dzieciństwa panował tam niesamowity gwar do późnych godzin wieczornych. Do domu wracaliśmy kompletnie przemoczeni, z prawie odmrożonymi nosami i palcami, po to by wysuszyć buty gazetami i następnego dnia znów popędzić na górki.
Tę pracę plastyczną, stworzyłam w zerówce, za pomocą pasty do zębów. Jak widać umiejscowienie drzewa dość wiernie odzwierciedlało rzeczywistość, choć pnie były zapewne wtedy trochę cieńsze.
Nad Wartą jest wiele górek, zawsze można było wybrać odpowiednią do swoich saneczkowych umiejętności. Zjeżdżając z tych, nie trzeba było omijać drzew, a miało się widok na pokrytą lodem rzekę. I tym razem pływało po niej mnóstwo kry.
A z tej górki przy moście Królowej Jadwigi zjeżdżaliśmy w latach późnej podstawówki, kiedy miałam mniej więcej tyle lat ile dziś Rozalka. Dziś wydaje mi się to bardzo niebezpieczne. Na drodze zjazdu stoi słupek z tabliczkami znaczącymi drogę rowerową, więc ominiecie go stwarzałoby jeszcze większe wyzwanie. Kiedyś siłą rozpędu dojeżdżaliśmy prawie do Warty. Wydaje mi się bardzo dziwne, że ani mi ani sankom, ani nikomu z moich kolegów nic się wtedy nie stało!
Miło było znów zjechać z naszych nadwarciańskich górek:) Na dworze było wczoraj dość mroźno, ale dziewczynki szybko ogrzały się na zajęciach z panią Joasią Krzyżanek w Sztuka Puka. Gazetowe kule i postacie nie zostały jeszcze skończone. Na razie pomalowano je kilkoma warstwami białej farby, a w pozostałym na warsztatach czasie, „upieczono” polarowe, cieplutkie ciastka, które skutecznie ogrzały nas wszystkich;)
/
5 komentarzy
Każde wejście na Twojego bloga budzi we mnie wspomnienia , często ukryte głęboko w zakamarkach pamięci.
Przypomniałaś mi obrazki wykonywane pastą do zębów / chyba to była pasta produkcji Pollena -Lechia o intensywnym zapachu mięty/ czasem było też malowanie klejem i posypywanie obrazka solą gruboziarnistą . W starszych klasach ozdabialiśmy w ten sposób gałązki po wyschnięciu wyglądały jak oszroniałe .
Górka fajna sprawa , niestety u nas spadło za mało śniegu , nie ma mowy o zjeżdżaniu ale jeszcze nie tracimy nadziei .
Efektowne ciastka z wisienką – pozdrawiam Yrsa
Agnieszko,
Jak zawsze świetny post! Wiesz co, uzmysłowiłaś mi właśnie, że i ja nie widuję prawie dzieci na sankach. To przecież taka fantastyczna rozrywka. Czy dzieci naprawdę można znaleźć jedynie przed ekranem telewizora, komputerem albo z rodzicami w centrum handlowym? Jakie to smutne!
A ciasteczka jak zwykle pomysłowe i pyszne!
Pozdrawiam z Adasiem
Wspaniałe wypieki! Moje dzieci też ostatnimi dniami szalały na sankach i gdy wróciły ogrzewały sobie lodowate stopy na moim brzuchu. A ja poczułam sie jak przeniesiona we własne dzeiciństwo, gdy wracałam zimą z górki i tak samo ogrzewałam stopy na ciepłym brzuchu mamy… Pozdrawiam,
Magda
tajemnicezatoki.blog.onet.pl
Yrso
Ta pasta to chyba rzeczywiście Pollena Lechia i coś mi się wydaje, że tylko taka była wtedy na rynku:)
O soli natomiast nie słyszałam i chyba podpowiem dzieciom by wykorzystały ten pomysł. Dziękujemy!
Aniu
Zupełnie nie wiem gdzie w Swarzędzu dzieci zjeżdżają tradycyjnie na sankach! Natomiast nad Wartą w Poznaniu czuję się jak w domu i dzieciom te górki też się spodobały. Widzieliśmy też dorosłych na biegówkach. Polecamy Adasiowi te najmniejsze górki na pierwsze wprawki:)
Przypomniały mi się też jeszcze zjazdy w parku na Ogrodowej obok Starego Browaru. Może następnym razem się tam wybierzemy.
Magdo
Dziękujemy za tyle miłych komentarzy pozostawionych wczoraj na naszym blogu. Jak dobrze przeczytać, że podążacie czasami tymi samymi szlakami:)
Speszę zajrzeć na Twojego bloga:)
POZDRAWIAMY WAS ZIMOWO!
Gratulację dla autorki za świetne posty 😉
Zgadzam się z Wami. Teraz zabawy na śniegu, to już niestety rzadkość. Dzieci całe dnie (nawet w czasie ferii) spędzają w domu. Smutne to tym bardziej, iż sama dobrze pamiętam jak to było, gdy kilkanaście lat temu szalałam na snakach i lepiłam bałwana spędzając na zewnątrz po kilka godzin.
Serdecznie zapraszam Wszystkich piszących, czytających i komentujących na mojego bloga, którego prowadzę z kilkoma koleżankami na temat naszych wspólnych wspomnień z dzieciństwa.
http://pokolenie-89.blog.onet.pl/.
Pozdrawiam Serdecznie,