Do zamkowych ogrodów w holenderskim Arcen wybraliśmy się w bardzo słoneczny dzień.
W zamkowej fosie powitała nas taka oto urocza para:)
Z powodu upału nie zatrzymywaliśmy się na długo w rozległych ogrodach różanych, ale skierowaliśmy się w stronę cienistych zakątków…
Nad brzegiem dużego stawu, dojrzeliśmy grupę bardzo zaciekawionych czymś flamingów…
Po chwili byliśmy świadkami prawdziwej bitwy. W stronę lądu uciekał atakowany przez łabędzia flaming. Całe zajście ujrzał też znajdujący się w pobliżu pracownik ogrodów i z grabiami w ręku, przeskakując między kępami zieleni, ruszył na pomoc ofierze. A może flaming nie był wcale ofiarą? Zosi, która kategorycznie stwierdziła, że odtąd nie lubi łabędzi, staraliśmy się pokazać dwie strony tego konfliktu:)
Łabędzie broniły zapewne swojego – trochę już wyrośniętego – „brzydkiego kaczątka” i po skutecznej obronie wodnego terytorium, z godnością oddaliły się poza zasięg niebezpiecznych grabi. My pozostaliśmy na miejscu, czekając aż pokiereszowany flaming podniesie się na trochę chwiejne nogi.
Uspokojeni, ruszyliśmy w głąb ogrodu, pełnego – jak się okazało – i innych zwierzaków.
Bociany spotkane po drugiej stronie jeziora, plotkowały o niedawnym zajściu…
Małpki mieszkające na zacisznej wysepce otoczonej niewielką fosą, zapewne jeszcze o niczym nie wiedziały…
…podobnie jak pływające w oranżerii ryby, które można było karmić specjalnie przeznaczonym dla nich jedzeniem…
Oprócz ciekawego świata zwierzęcego, odkryliśmy w ogrodzie również śliczne i czasami zaskakujące rośliny.
Sprawdzaliśmy dokładnie jak wygląda rzęsa wodna i czy bambusowy zagajnik jest prawdziwy, w co Zosia jakoś nie mogła do końca uwierzyć…
Dłuższy piknik urządziliśmy sobie przy rozległym placu zabaw, z którym konkurencję zdecydowanie wygrała – dostępna w pobliżu – drewniana tratwa dla dzieci.
W ogrodach nie było zbyt wielu zwiedzających, więc całkowicie oddana do dyspozycji dziewczynek tratwa, przepływała płytki stawek niezliczoną ilość razy. Kiedy pojawiły się w końcu jakieś maluchy, Zosia przewiozła je wraz z ich mamą, dzielnie przeciągając sama liny.
Ten rodzaj tratw znamy z wakacji w Szwecji i szkoda, że na taką – dość w sumie prostą – atrakcję, nie natrafiliśmy jeszcze w Polsce.
Zaaranżowane tematycznie ogrody, kryły jeszcze mnóstwo ciekawych zakątków…
W jednym z nich znaleźliśmy gąsienicę – zjeżdżalnię. Wyjazd z jej części przedniej znajdował się po drugiej stronie ogromnego żywopłotu…
Dziewczynki bawiły się również świetnie, grając w mini golfa. Trasa golfowa została niezwykle malowniczo zaaranżowana pośród skalistych wzgórz i strumyków, a przeszkody były często bardzo zaskakujące. Niektóre z dołków znajdowały się np. w małej jaskini za ścianą wodospadu…
Tak minął nam trzeci dzień wakacji. W kolejnym, przed planowaną przeprawą promową do Wielkiej Brytanii, zaplanowaliśmy zwiedzanie Rotterdamu, więc dalszy ciąg wakacyjnych opowieści znów nastąpi:)
A więcej zdjęć z Arcen, możecie obejrzeć na naszym blogu ogrodniczym.
/
2 komentarze
Nasz biedny Botanik słabo wypada przy takich atrakcjach .
Piękna soczysta zieleń , dużo stawów i wielu mieszkańców parku to duża zaleta , można interesująco spędzić czas i nawet przeżyć niespodziewane emocje .
Biedny flaming wyglądało jakby faktycznie był połamany , ale na szczęście nie.
Pozdrawiam Yrsa
Yrso.
Mam nadzieję, że i nasz botanik będzie “rósł w siłę”. Musimy wybrać się wkrótce do niego, bo nie byłam już tam chyba ze 100 lat;)
Pozdrawiamy