Nie wierzę w przesądy. Często jednak spotykam się ze zjawiskiem, kiedy ludzie, którym ma urodzić się lub urodziło się dziecko stosują „magiczne rytuały”, otaczają noworodka pewnego rodzaju amuletami. To fascynujące, jak w naszym nowoczesnym świecie, wciąż funkcjonują niezmienne od wieków formy zachowań i postaw.
Bardzo zajmujące stać się może ich poszukiwanie w historii. Ułatwi nam to na pewno, książka Doroty Żołądź-Strzelczyk „Dziecko w dawnej Polsce”.
Autorka jest historykiem i archeologiem, profesorem, a jej badania nad dzieciństwem – z zakresu kultury staropolskiej (XVI-XVIIIw.) – zawarte w omawianej książce są nie tylko bardzo rzetelne, ale i zajmująco opisane.
Poruszane zagadnienia obejmują okres ciąży, narodzin, rytuałów związanych z wyborem imienia, chrztem, sposobem żywienia, higieną, ubiorem, zabawą, edukacją. Jest rozdział poświęcony zdrowiu i; jakże powszechnej przecież przez wieki; śmierci dzieci oraz sztuce nagrobnej z tym związanej. Możemy przeczytać również dużo o losie dzieci niechcianych, porzucanych bądź zabijanych. Częścią książki jest obszerna antologia materiałów źródłowych, na których analizie oparte zostały badania i bardzo bogata (zachęcająca do dalszych poszukiwań!) bibliografia.
Bardzo ciekawe dla mnie – i dzieci, którym odczytuję takie „smakowite kąski” w książce – są opisy codziennych zdarzeń z dzieciństwa, zaczerpnięte ze spisanych wspomnień. Kilka razy musiałam czytać dzieciom, jak żyjący w XVIII w. Józef Rulikowski opisywał przyjęcie – w bogatym domu – na którym siedzące przy osobnym stoliku dzieci zajadały się kaszą.
„Dzieci różnego wieku obojga płci, razem posadzono przy osobnym stole, specjalnie dla nich nakrytym. Obwiązano każde dziecko serwetą, aby sukni sobie nie pokapali. Jedzenie podano im na jednym półmisku. (…) Była to miska kaszy drobnej hreczanej, gęstej i wiele nas było, tyle dołków łyżką zrobiono w kaszy. Włożono potem w te dołki, zwane krynicami, świeże masło, które powoli roztopniało. I pozostawiono dzieci same. (…) Starsze podbierały jedzenie młodszym. Wtedy małe dziewczęta w płacz, a jam się oburzył na taki podstęp chytrości, chciałem przemocą swą własność odebrać. Dopiero interwencja dorosłych pomogła, odebrano podstępnym ich zdobycz i na nowo podzielono kaszę.”
Cały opis zdarzenia musi rzeczywiście fascynować nasze dzieci, przyzwyczajone przecież do nadmiaru słodyczy, i to nie tylko od święta.
No cóż, przez wiele stuleci, najbardziej zalecanym pożywieniem dla dzieci były (co cytuję za „Zielnikiem” Syreniusza) – jagły: „…dobrze dzieci małe do tej potrawy zwyczaić mieląc jagły na mąkę, w mleku je warzyć, która daleko zdrowsza i posilniejsza a niźli mięso z którego zamnożenie glist dostają”.
Syreniusz zalecał też potrawy z chleba, polewkę piwną, krupy jęczmienne, mąkę przypiekaną w mleku, krupy owsiane gotowane w mleku, mąkę owsianą i słodkie wino!
Ze słodyczy pozostawały owoce – jabłka i gruszki lub gałeczki z chleba i cukru. Dzieci jadły zdecydowanie mniej urozmaicone dania niż dorośli, i właśnie w ich przypadku, rodzaj potraw nie zależał; tak bardzo jak u dorosłych; od stanu społecznego.
Temat kaszy zdominował też zdecydowanie nasze ostatnie przygotowania do obiadu. Przyrządziłyśmy ją z grzybkami, śmietaną i koperkiem, ale podałyśmy na osobnych dla każdego talerzach:)
.
Dorota Żołądź-Strzelczyk „Dziecko w dawnej Polsce”, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2006
Komentarze