We wrześniu 1939 roku, polskie drogi zapełniły się uciekającą na wschód ludnością cywilną. Wędrowali z całym możliwym do zabrania dobytkiem, małymi dziećmi i zwierzętami. Po ataku sowieckim i kapitulacji Warszawy, wracali w pośpiechu do swych domów, w tłumie bombardowanym przez niemieckich lotników.
Pamiętam rodzinne opowieści z tego czasu. Jedna z moich babć była właśnie w ciąży, druga urodziła w wynajętej dorożce moją ciocię – starszą siostrę mamy.
Obie uciekały z zajmowanego już przez Niemców Poznania.
Taką też opowieścią rozpoczyna się przeczytana właśnie przeze mnie książka Wandy Wasik „Dzieciństwo w Kraju Warty”.
Kraj Warty – Okręg Rzeszy Warthegau został utworzony przez Niemców na dość dużym obszarze wokół Poznania i został objęty planem całkowitej germanizacji. Polaków wysiedlano, a ich domy i mieszkania zajmowane były przez sprowadzaną tu ze Wschodu ludność pochodzenia niemieckiego.
Namiestnikiem tego terytorium został urodzony w Polsce i mówiący bardzo dobrze po polsku – Arthur Greiser, który politykę germanizacji realizował również poprzez powszechne odbieranie polskim rodzicom „czystych rasowo” dzieci.
Wszystkie te zjawiska zostały opisane w książce Wandy Wasik, która – z perspektywy kilkuletniej dziewczynki – ogląda wojenną rzeczywistość. Wyjątkowość tej relacji polega na ujęciu wszystkich najważniejszych wydarzeń oczami dziecka żyjącego na prowincji, poza ich prawdziwym epicentrum. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystko jest jak najbardziej prawdziwe i bliskie.
Dziewięcioletnia Wandzia ucieka z rodzicami i rodzeństwem w kierunku Warszawy, gubi się w czasie ostrzałów. Później wracają wszyscy do obrabowanego już domu, w którym udzielają również schronienia wielkiej liczbie znajomych ludzi. Wszyscy przymierają głodem, a dzieci pracują ponad swe wątłe siły. Wandzia doświadcza badania na „czystość rasy”, dokarmia potajemnie „swojego” Żyda, niańczy – przez dwanaście godzin dziennie – małą niemiecką dziewczynkę.
Wojna cały czas otacza dzieci, jest ich życiem. W ich domu kwaterują żołnierze niemieccy i rosyjscy, nieopodal pracują żydowscy więźniowie, a w pobliskim Kinderheimie germanizowane są odebrane Polakom dzieci. Choć pierwszym widzianym przez dziewczynkę trupem jest dopiero koń zabity w czasie zdobywania przez Rosjan Poznania – groza wojny i śmierci jest jednak stale obecna.
Jednocześnie jednak, okupacyjny czas wspominany jest w tych opowieściach z niezwykłym ciepłem, a Wandzia cieszy się ważnymi z perspektywy dziecka rzeczami – znalezieniem w czasie tułaczki przepięknej lalki, nauką w niemieckiej szkole, śpiewaniem niemieckich piosenek, dorastaniem swej małej podopiecznej, wyprawami z innymi dziećmi do lasu…
W czasie jednej z takich eskapad, dzieci spotykają polującego właśnie Arthura Greisera, który całkiem serdecznie rozmawia z nimi, nieświadomymi czającego się wokół niebezpieczeństwa.
W książce znajduje się też kilka odrębnych opowiadań związanych z historią małej Wandzi, ale opisujących losy związanych z nią ludzi z ich perspektywy. Jest to więc historia przypadkowego macierzyństwa Niemki, której dzieckiem przyszło się dziewczynce opiekować, opowieść o sąsiadce rodzącej dziecko radzieckiemu żołnierzowi, a także o małym chłopcu przeżywającym bombardowanie w Poznaniu.
Książka jest dla mnie szczególnie interesująca również dlatego, że jej mała bohaterka żyła w Kobylnicy, wsi oddalonej o kilkanaście kilometrów od Poznania, niedaleko której teraz mieszkamy. Na kobylnickiej stacji kolejowej, odkryliśmy właśnie niedawno pamiątkową tablicę poświęconą pracującym tu Żydom i codziennie przejeżdżam drogami, które były miejscem opisywanych wydarzeń.
Książkę poleciła mi moja swarzędzka sąsiadka – Ania z Fiorello, której serdecznie dziękuję:)
Wanda Wasik „Dzieciństwo w Kraju Warty”, Wydawnictwo Bonami 2008
/
Komentarze
Moja Babcia (urodzona w Poznaniu 1908) opowiadala mi o czasach przed wojennych w Poznaniu, gdzie Polacy, Niemcy i Zydzi zyli obok siebie w zgodzie, pomijajac normalne zazdrosci miedzyludzkie . W jej opowiesciach byl to swiat o wiele bardziej tolerancyjny niz obecny. Babci dziadek byl Niemcem a jej babcia Polka, mieli odrebne wiary i kazdy z nich chodzil do swojego kosciola a dzieci wychowane byly z poszanowaniem dla obu. Pomimo wojny i glodu – Babcia miala bardzo mile wspomnienia z dziecinsta, pelne przygod i interesujacych ludzi.
Ja sama wspominajac Stan Wojenny , podczas ktorego bylam dzieckiem, pamietam tylko jak bardzo cieszylismy sie z siostra kiedy w czasie wizyty i znajomych minela godzina policyjna i TRZEBA bylo zostac tam na noc. Och ja kie bylysmy szczesliwe ! Pamietam tez, ze pomomo kolejek, braku jedzenia i zycia na kiszonych ogorkach- moi rodzice mieli bardzo bogate zycie towarzystkie, gdzie pieniadze nie mialy znaczenia a imprezy odbywaly sie regularnie z tancami i spiewami ( z politycznymi podtekstami).
Ech mlodosc Panie Dzieju!
Ciekawe historie. Chętnie posłuchałabym opowieści Twojej babci:)
W Internecie znalazłem poniższe, jak dotąd nieznane mi, a bardzo ciekawe informacje.
Otóż Wikipedia podaje, że:
1. „Arthur Karl Greiser urodził się 22 stycznia 1897 w Środzie Wielkopolskiej”
2. „Po trzyletnim pobycie w szkole powszechnej, dalsze wykształcenie uzyskał w królewsko-pruskim gimnazjum humanistycznym w Inowrocławiu (obecnie liceum im. Jana Kasprowicza).”
Z kolei w innym miejscu, w Internecie (tutaj: http://dzienniknowy.pl/aktualnosci/dzial/44/150.dhtml) przeczytałem, że:
3. „Greiser wywodził się z niemieckiej rodziny, która w latach 80 XIX w. przeniosła się z Prus Wschodnich do Wielkopolski. Co ciekawe, brat jego ojca spolszczył się na tyle, że w 1925 r. jego zięciem został Józef Mańczak – zamordowany w Katyniu powstaniec wlkp., pilot, współtwórca polskiego lotnictwa. Atrur Greiser urodził się 22 stycznia 1897 r. w wielkopolskiej Środzie. Był synem komornika sadowego Gustawa i Idy z d. Sigmund. Miał dwóch braci Wilhelma (1889) i Ottona (1895) oraz siostrę Köthe (1890).”
Polecam także by zapoznać się z hasłem Wikipedii – Greiserówka, dostępnym pod adresem: http://pl.wikipedia.org/wiki/Greiser%C3%B3wka
Sama bym chetnie posluchala teraz o tamtych czasach. Niestey Babci juz z nami nie ma i teraz moglabym wysluchac tych historii jedynie z pomoca wirujacego talerzyka:-) Ale Babcia pozostawila po sobie niezapomniane opowiesci. II Wojny Swiatowej nie lubila wspominac a jezeli wspominla byly to raczej smutne wspomnienia- o wiele blizsze byly jej czasy ” za Wilhelma”, bo ogladane z perspektywy dziecka .
Historia wysiedlencza ze strony mojego Taty mowi o moim niemieckich zolniezach dajacych rodzinie 15 mminut na spakowanie w nocy i wysiedlenie na Slask (gdzie urodzil sie moj Tta) . Babcia i jej rodzina przerazone placzac i w poplochu pakowala koldry i dzieciaki podczas gdy moj flegmatyczny pradziadek spedzal czas w kalesonach- sisiajac do beczki z piwem i wlewajac mydlo do kiszonej kapusty. Zeby przesiedlency nie mogli tego uzyc.
Tlumaczy to pewne moje cechy charakteru najwyraznie odziedziczone!
Moi Dziadkowie ze strony Ojca również musieli wraz dziećmi opuścić mieszkanie w Poznaniu (ja z opowieści Taty pamiętam, że żandarmi niemieccy wyznaczyli 0,5 godziny czasu), zabierając przy tym do małych, podręcznych walizek wyłącznie najbardziej potrzebne rzeczy, po to by ostatecznie – na niemal 5 lat(!) – przesiedlono ich do Częstochowy, w Generalnej Guberni.
Nieraz, wspominając ten epizod z życia pradziadków i dziadka moich dzieci, pytam je, co one w podobnej sytuacji myślałyby zabrać z naszego domu, wiedząc że udają się w taką podróż, w niewiadomą. Zdaje się, że owo pytanie, dotycz. wymyślonej sytuacji robi na dzieciach duże wrażenie, i sprawia im niemały kłopot.
Ilekroć je o to pytałem, dowiadywałem się, że zatroskane niepewną przyszłością zabrałyby ze sobą tak dużo przedmiotów, że nasz dobytek musielibyśmy chyba zapakować i wywozić z wykorzystaniem ciężarówki, a nie walizek…
Taaaaak… Niech się nieraz nasze dzieci dowiedzą, i docenią, że w gruncie rzeczy mają (my dorośli także!!!) sielskie i beztroskie życie. No i dobrze…