Lektura tej książki łączy się dla mnie z dziecięcym epitafium, które odkryłam kiedyś w kościele farnym w Kościanie. Jego zdjęcie zamieściłam dwa lata temu na blogu, a po jakimś czasie napisała do mnie pani Małgorzata Stankiewicz, z prośbą o wykorzystanie tej fotografii w swej pracy o dawnych nagrobkach dzieci. Tak trafiło do mnie jej fascynujące opracowanie.
Dużą jego część zajmują zdjęcia całopostaciowych płyt nagrobnych. Część z nich poświęcona została upamiętnieniu rodzin – wtedy przedstawiano matkę, ojca lub obydwoje rodziców wraz z ich małymi dziećmi – część samym dzieciom. Wszystkie łączy czas powstania, miejsce (czyli niemieckojęzyczne tereny historycznego Śląska, niekiedy Wielkopolski i Pomorza) oraz – niestety – postępujący proces ich znikania, spowodowany dewastacją, kradzieżą czy zwykłym zaniedbaniem. Dobrze, że zostają zachowane w nielicznych publikacjach historyków sztuki, przybliżając nam ówczesną obyczajowość i uczuciowość.
Tak, zachowane płyty nagrobne i epitafia są często po prostu wzruszającym świadectwem miłości.
Fundowano je oczywiście jedynie w kręgach bogatszych rodzin szlacheckich i mieszczańskich, wśród których skala dziecięcej śmiertelności nie różniła się znacząco od średniej we wszystkich warstwach społecznych i wynosiła ok. 40-50% dla dzieci do piątego roku życia. Bardzo często umierały również kobiety przy porodzie lub w połogu i to ich wyobrażenia najczęściej towarzyszą dzieciom na nagrobkach.
W książce, autorka szczegółowo i ciekawie opisała tło kulturowe i tradycje funeralne, rodzaje przedstawień, motywy ikonograficzne.
O znalezionym przeze mnie epitafium dowiedziałam się, że jest „wielką rzadkością” i zostało poświęcone dwóm córeczkom pisarza miejskiego Piotra Krusiewicza. Łacińska inskrypcja mówi: „Zofii 1640 i Annie 1646, zmarłym córkom, strapieni rodzice wystawili ten pomnik w 1647 roku”. Pomiędzy uśmiechniętymi dziećmi stoi klepsydra, motyw odzwierciedlający wielkopolskie nastroje kontrreformacyjne.
Na Śląsku znacznie bardziej popularne były zasłony, kwiaty i zioła. Spójrzcie na postać rocznej Johanny, niosącej ogromnego tulipana – „synonim czegoś o ogromnej wartości (w tym czasie, cebulki tulipanów były cenniejsze niż złoto, perły czy kość słoniowa), ale nietrwałego jak życie”.
Dzieci przedstawiano również z perłami, koralami, dewocjonaliami, czasami z owocami, gryzakami, grzechotkami, muszlą, bardzo rzadko z zabawką.
Gdzie znajdziemy dziecięce płyty nagrobne? „Często są one zupełnie nieznane, znajdują się w maleńkich kościółkach, do których często trudno dziś dotrzeć”. Warto spróbować zrobić to więc przez tę książkę, gdzie ciekawe opowieści zostały zilustrowane ponad 200 fotografiami.
Małgorzata Stankiewicz „Dziecięce płyty nagrobne na Śląsku od XVI do XVIII w.”, Oficyna Wydawnicza ATUT 2015
Komentarze