Czy w ciemny, deszczowy dzień może być coś bardziej pocieszającego niż smak i zapach świeżo upieczonych ciasteczek?
Kiedyś dużo pracowałam za granicą, a dziećmi w czasie mojej nieobecności zajmowała się niezastąpiona opiekunka dziewczynek – ciocia Majka. Często piekła z dziewczynkami maślane ciasteczka, które na pewno niosły z sobą ciepło i otuchę:) Kiedy wracałam z biura, pocieszały również i mnie! Kiedyś, po mojej kilkudniowej nieobecności, ciasteczka podano na pięknej, papierowej serwetce-wycinance.
Wykonała ją z pomocą cioci, pięcioletnia wtedy Rozalka. Na lodówce czekał również na mnie szczegółowy raport z informacjami o pogodzie i codziennych aktywnościach domowych:)
To było już dawno, ale z ciocią Majką, z którą znamy się już od 13 lat wciąż utrzymujemy przyjacielskie kontakty i czasami gawędzimy przy maślanych ciasteczkach. Oto przepis na nie, spisany przez Rozalkę:
Dziś postanowiłyśmy je upiec, a do pomocy zaprosiłyśmy goszczącą w naszym domu, przyjaciółkę Zosi – Julkę. Dziewczyny trochę trudno było oderwać od zabawy z naszą Kredką…
Julka już od dłuższego czasu opiekuje się w domu własną świnką Tosią, więc wymiana doświadczeń była bardzo ożywiona:)
W końcu Rozalka zagniotła ciasto, dodałyśmy do niego trochę cynamonu, a Zosia z Julką lepiły kulki z dziurką, którą wypełniłyśmy konfiturą. Rozmowa o świnkach wciąż jednak trwała, a ostatnie kawałki ciasta przybrały kształt tych zwierzątek…
I oto oprócz pachnących ciasteczek…
…rozweselały nas dziś ciasteczkowe świnki:)
/
Komentarze
Niesamowite te pyszności, świetnie się prezentują.