Ubierając wczoraj z dziećmi choinkę, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że bardzo namacalnie, znów stykamy się z historią dzieciństwa. Dzieciństwa naszych dziadków, rodziców i wreszcie nas samych. Nawet niezgrabny, papierowy łańcuch, krzywo wycięty przez moją trzyletnią córkę stał już teraz dla niej – pięciolatki – wspomnieniem dzieciństwa.
Historia zdobienia choinki nie jest długa, sięga zaledwie XIX wieku. Tak starych ozdób choinkowych nie mamy chyba w rodzinie, co oczywiście nie dziwi w kontekście intensywności polskich zdarzeń historycznych i kruchości bombek.
Mamy natomiast prześliczne bombki przedwojenne i – towarzyszące im zapewne na choinkowym drzewku – „żabki” do mocowania świeczek.
Wzruszająca dla mnie jest kartonowa wycinanka z wojennej Wigilii ’39 roku i staniolowe ozdoby z powojennych lat.
Mamy też oczywiście jaskrawe bombki z lat 60-tych i 70-tych, czerwone krasnoludki i muchomorki, które wieszałam na choince jako dziecko. Przetrwały też robione przeze mnie w przedszkolu papierowe ozdoby i gwiazdki z taśm, dziurkowanych przez stare maszyny do liczenia.
Teraz wieszamy prace dzieci, pierniczki i ekologiczne ozdoby ze słomek, wosku i drewna.
W szopce, znalazło się nawet miejsce na plastikowe figurki trzech króli z klocków Playmobil.
Nasza choinka jest bardzo eklektyczna, może trochę surrealistyczna, ale przede wszystkim najpiękniejsza na świecie!
Komentarze