Biskupiński festyn archeologiczny gromadzi co roku tłumy odwiedzających. My również byliśmy już tam kilka razy, ale zawsze odkrywamy nowe atrakcje i ciekawych ludzi. Mamy też już sporą kolekcję glinianych garnuszków ulepionych na festynach, choć trzeba przyznać, że te najstarsze wykruszają już się ze starości i dobrze zastąpić je jednak świeżymi egzemplarzami:)
Zanim jednak dotarliśmy do beczek z gliną…
…pracowaliśmy nad roztarciem ziaren pszenicy między kamieniami, przyglądaliśmy się katowi (na szczęście brakowało mu chyba zleceń;), zielarce warzącej coś w kotle, zwierzętom na łąkach, jesiennym liściom, pracy na kołowrotku i czesaniu wełny. Zajadaliśmy też często – wypiekane w wielu miejscach – podpłomyki. Najlepsze były posmarowane miodem!
Największą atrakcją okazało się spotkanie z niezwykle ciekawym twórcą z Białorusi, który wg starych wzorów, wytwarza woskowe tabliczki do pisania. Wiele nam o nich opowiedział, a dziewczynki próbowały pisać na nich i na brzozowej korze. Jedna z małych tabliczek przyjechała z nami do domu i jest bardzo intensywnie użytkowana:)
Opowiadałam właśnie dziewczynkom o historii przedwojennych odkryć w Biskupinie…
…kiedy natknęłyśmy się na świeżo przygotowane stanowisko archeologiczne!
Nic tylko chwycić za łopatę i odkryć skarby. Trochę zdziwiło nas, że nikt tu nie kopie, ale uwagę tłumu odciągały chyba umiejscowione w pobliżu grille z kiełbaskami. Plastikowe stoliki z czerwonymi parasolami mocno kłóciły się z atmosferą miejsca, niemniej to właśnie przy nich było najwięcej ludzi. To pozwoliło mojej najmłodszej córce dokopać się do glinianych skorup, bez jakiejkolwiek zagrażającej skarbom konkurencji;)
Trochę później ta sama dzielna odkrywczyni, znalazła na uboczu starą, trochę jakby porzuconą łódź-dłubankę, planując jej ewentualne przetransportowanie do naszego ogrodu! Nie zrobiliśmy tego oczywiście, a rozczarowanie złagodziliśmy rejsem repliką starej łodzi Wikingów po – otaczającym biskupiński gród – jeziorze.
Dotarliśmy w końcu do zagrody, która zagrała swoją życiową rolę w filmie „Stara Baśń”, a teraz służy licznym dziecięcym grupom jako sala warsztatowa. Tam właśnie powstało to prześliczne gliniane dzieło!
Ostatnią atrakcją był przejazd kolejką wąskotorową z Biskupina do pobliskiego Żnina.
Tata dziewczynek został już tej atrakcji pozbawiony;) Musiał dojechać na końcową stację autem by nas stamtąd odebrać. Podobną trasę odbywało chyba więcej tatusiów, bo wzdłuż trasy kolejki mijaliśmy sporo samochodów z szaleńczo aktywnie machającymi do nas kierowcami!
W drodze powrotnej przejeżdżaliśmy przez wioskę Gąsawa gdzie został zamordowany książę Leszek Biały. To właśnie wydarzenie przedstawione zostało w formie bardzo ciekawego pomnika.
Przedstawia on ucieczkę nagiego księcia z łaźni i zdecydowanie pomaga w przyswojeniu sobie przez dzieci tego historycznego faktu;) Pytań było wiele, a strzała w plecach przejmowała prawdziwą zgrozą! Wrażeń z tej wyprawy było już chyba aż nadto;)
/
Komentarze
Eeee, coś kiepsko lepicie te garnki. Oryginał przetrwały 1000 lat z hakiem, a Wam się po paru latach rozpadają ;-)))
Wysłałam Ci maila w sprawie wczorajszego spotkania.
Pozdrawiam jesiennie.
Bardzo lubimy te okolice i żnińską kolejkę. A Wenecja zaliczona? 🙂
Aśko,
też boleję nad jakością naszych glinianych wyrobów! Na szczęśie nie musimy w nich gotować;)
Agnieszko,
Okolice Żnina są wyjątkowo ciekawe. Te wyprawy zawsze mnie nastrajaja bardzo pozytywnie. Wenecja też jest super. Tym razem bałam się wysiadac z dziewczynkami z kolejki żeby nam nie odjechała:)