Historia życia córek dr Witaszka, jest jedną z najbardziej niesamowitych i niewiarygodnych – a przy tym pokrzepiających – opowieści jakie znam. Trudno uwierzyć, że z takiego ogromu zła i braku nadziei miało jeszcze szansę powstać coś dobrego.
Rodzina Witaszków mieszkała przed wojną w pięknym domu z ogrodem i służbą. Franciszek Witaszek był w Poznaniu znanym lekarzem i naukowcem, właścicielem zakładu produkującego nici chirurgiczne. Jego żona Halina zajmowała się dziećmi. Mieli trzy małe córeczki – Marię, Iwonę i Alodię. W październiku 1939 urodziła się jeszcze Daria, a w 1942 Krzysztof.
W tym roku, gestapo aresztowało też ich ojca – szefa wielkopolskiego, konspiracyjnego Związku Odwetu. Organizacja ta, zrzeszająca wielu lekarzy, farmaceutów i chemików zajmowała się tajną produkcją i badaniami nad toksynami, które wykorzystywano w walce z okupantem.
Po aresztowaniach i torturach, stracono w Forcie VII 30 spiskowców, a 70 członków ich rodzin – w tym Halinę Witaszek – wywieziono do Oświęcimia. Niemcy cenili nieprzeciętnych naukowców. Witaszkowi przed straceniem zaproponowano osiedlenie się wraz z rodziną w Niemczech, w zamian za pracę dla III Rzeszy. Po egzekucji, jego głowę przeznaczono do celów badawczych.
Dzieci okazały się szczególnie cenne dla niemieckiej instytucji Lebensborn – bardzo „wartościowe rasowo” i na dodatek z genami wybitnego naukowca. Marię, Iwonę i Krzysia udało się rodzinie uprowadzić i ukryć w Kielcach i Ostrowie Wlkp. Pięcioletnią Alodię i czteroletnią Darię, Niemcy umieścili najpierw w ośrodku Lebensborn w Połczynie Zdroju, a później po ich zgermanizowaniu, przekazali do adopcji niemieckim rodzinom. Podobny los spotkał około 200 tys. polskich dzieci. Tylko niewielki ich procent wrócił do Polski.
Alodia–Alice trafiła do miasteczka pod Berlinem, Daria–Dora pojechała do Austrii.
źródło: “Gazeta Wyborcza”
„Alice śni się czasami duży dom w słonecznym ogrodzie, jasne włosy mamy. Ten wysoki pan z wąsem to chyba tatuś. Pije kawę i słucha muzyki z radia. Jest lekarzem? Alice nie pamięta. Wie tylko, że teraz są biednymi niemieckimi sierotkami i czekają na nową Mutti, która zabierze je do prawdziwego domu. Tak mówią panie w białych fartuchach, a one wszystko wiedzą.”
„Tam, w Stendalu, w jasnej główce Alice wszystko już się poplątało. Opowiadała Mutti, że najgorzej było w polskim domu dziecka. Jej, małej Niemce, kazali z dnia na dzień zapomnieć język niemiecki i mówić tylko po polsku. Bili za każde niemieckie słowo.”
Niemiecka mama Alodii–Alice, bardzo ją kochała. Dziecku niczego nie brakowało. Kiedy nad Berlin zaczęły nadlatywać alianckie bombowce, Alice wraz z Mutti chowały się w piwnicy. „Halina Witaszek była niedaleko. Zza kolczastych drutów Ravensbruck cieszyła się z każdej bomby, która spada na Berlin.”
Kiedy Halina wróciła do Polski, czekało na nią tylko troje dzieci.
Alodii i Darii szukała przez dwa lata. Kiedy zdjęcie dziewczynek zobaczyła Mutti, postanowiła oddać przybraną córkę. „Nie próbowała mnie ukrywać, jak to robiły inne niemieckie rodziny ze zrabowanymi dziećmi z Polski.” Alodia – z kartką adresową na szyi – przyjechała pociągiem do Ostrowa, w którym po wojnie mieszkała jej rodzina. „Stały i uśmiechały się do siebie. Alodia nie rozumiała po polsku. W końcu do posiwiałej mamy powiedziała po niemiecku: byłaś młodsza i blondynka.”
Miesiąc później, z zabawką w walizce, wróciła do domu Daria. Obie dziewczynki zaczęły chodzić do szkoły, nie znając słowa po polsku, a wszystkie dzieci dokuczały „małym Niemrom”. Po roku, w czasie pierwszej spowiedzi, Daria zaczęła nagle mówić po polsku. Od tej chwili nie powiedziała już niczego po niemiecku, a na studiach miała z tym językiem spore kłopoty.
Znam wiele przypadków dzieci dwujęzycznych, ale historia Alodii i Darii zaprzecza właściwie wszelkim zasadom, o których do tej pory słyszałam.
Mutti pisała listy, przysyłała paczki, zapraszała, zaprzyjaźniła się z Haliną Witaszek. Alodia miała dwie mamy.
Historię doktora Witaszka znałam z rodzinnych opowieści. Na ścianie kamienicy w której miał w czasie okupacji swój gabinet lekarski wisi pamiątkowa tablica, a na poznańskiej cytadeli znajduje się grób ze szczątkami straconych „witaszkowców”.
Wojenne losy jego dzieci poznałam kilka lat temu , dzięki obszernemu reportażowi w „Gazecie Wyborczej”. Znalazł się on też w książkowym wydaniu reportaży o trudnych stosunkach polsko–niemieckich.
Lektura obowiązkowa!
Włodzimierz Nowak „Obwód głowy”, Wydawnictwo Czarne 2007
/
10 komentarzy
Okrutne i bolesne, ale faktycznie dające nadzieję. Bardzo boję się wojennych wspomnień, zawsze dużo mnie kosztuje czytanie ich czy słuchanie. Zapadają głęboko… Oby nam nie było dane nawet w najmniejszym stopniu doświadczyć tego, co spotkało naszych bliskich w tamtych latach…
pozdrawiam
M.
Wstrząsająca historia. Muszę przeczytać tę książkę.
Pozdrawiam!
Jak dla mnie bardzo obowiązkowa lektura. Już sam tytuł książki wywołuje dreszcz..Dziękuję za ten artykuł. Pozdrawiam.
Jakże ważne jest pamiętać. Twoje poszukiwania znów odkrywają więcej historii. Dziękujemy!
Wstrząsająca historia , przypomina trochę film “Zapamiętaj imię swoje” też mnie bardzo poruszył to historia jednego dziecka , ale takich dziecięcych tragedii było tysiące .
O więźniach fortu VII słyszałam od swojej babci ona też tam była , przeżyła , ciężko chora wróciła do domu , niestety brat babci zmarł w celi fortu VII .
Jeszcze jako nastolatka byłam w forcie VII na mszy za więzionych i zamordowanych , była to msza polowa z udziałem więźniów i ich rodzin , wspomnienia tych ludzi były przerażające , do dzisiaj nie mogę zapomnieć .
pozdrawiam Yrsa
Bardzo ciekawa, ale i bolesna historia. Wstrząsająca. Chciałabym przeczytać tę książkę.
Dziękuję Wam za komentarze.
W książce jest więcej reportaży – niektóre dotyczą bardziej współczesnych nam relacji polsko-niemieckich inne opisują właśnie historie z czasów wojennych i te są chyba naciekawsze. Jeszcze raz polecam i pozdrawiam Was serdecznie.
nazwisko Witaszek zmieniono dzieciom na Wittke.
Szukam kontaktu z Alicją , Darią Krzysztofem – W latach 50-tych mieszkaliście w Ostrowie Wlkp – razem z moim ojcem Stanisławem byliśmy w Międzychodzie na wakacjach rodzin więzniów politycznych. Byliście Tam z mamą p. Haliną. Pamiętam Wasze mieszkanie na Wrocławskiej naprzeciwko ” Wencla ” > MARIAN<
ps. mieszkam w Szczecinie
Panie Marian39, a ja szukam Pana! Wiem, że może jest to niemożliwe, bo post został dodany ponad 3 lata temu. Jestem mieszkanką Szczecina. Piszę pracę magisterską, między innymi o siostrach Witaszek. Proszę o kontakt na adres mailowy hyjeke@gmail.com .