Skansen w Sanoku to dla nas bardzo urokliwe miejsce. Nie wiem czy typowe miasteczko galicyjskie, a zwłaszcza pobliska wieś, były takowymi dla ich mieszkańców. Dla wielu pewnie nie, ale wielu wiąże przecież z nimi najcieplejsze dziecięce wspomnienia. Do zgromadzonych w skansenie zagród bojkowskich i łemkowskich wracają podobno nieraz wysiedleni z Bieszczad dawni mieszkańcy górskich wsi. Tu mogą spotkać się ze swoimi wspomnieniami, często przecież bardzo trudnego życia.
My w Poznaniu przyzwyczajeni jesteśmy do skansenu wsi wielkopolskiej w Dziekanowicach, z dużymi, często bogatymi zagrodami. W Sanoku raczej takich nie znajdziemy. Większość to „kurne chaty” bez kominów, podłóg, wygodnych łóżek. Ludzie musieli w nich dzielniej zmagać się z życiem, częściej głodowali i ginęli z zimna…
Ciekawie opowiadała nam o tym miejscowa pani przewodnik. Pokazała nam tez niezwykłą ciekawostkę – wnękę pod piecem, w której Łemkowie trzymali króliki i – Uwaga! – świnki morskie. Na pełne podejrzeń pytanie Zosi o cel takiej hodowli, otrzymaliśmy odpowiedź, że świnki wykorzystywano do celów leczniczo-grzewczych. Podobno kontakt z nimi świetnie pomagał na wszelkie bóle stawów i kości. Słyszeliście kiedyś coś podobnego? Ciekawe jak czułaby się w takim mieszkanku nasza Kredka 🙂
Zapraszamy więc na spacer po górskiej wiosce i po drewnianym miasteczku, w którym jeszcze można spotkać jego żydowskich mieszkańców…
Zosi udało się nawet zagrać wraz nimi na katarynce 🙂
Zapraszam też na mojego bloga o Starych Zabawkach gdzie umieszczę zdjęcia z wiejskiego dworku…
/
Komentarze
Niby skansen, a jednak się zmienia 😉 Byliśmy tam z 5 lat temu i tych wszystkich zakładów od fryzjera w dół nie było. Trzeba powtórzyć wycieczkę! Pozdrawiam!