Jestem ciekawa czy w czasie tegorocznej Nocy Muzeów bawiliście się tak dobrze jak my:)
W zeszłym roku spędzaliśmy czas w poznańskim Muzeum Narodowym, w tym –wybraliśmy się do Muzeum Etnograficznego.
Okolice Starego Rynku okupowane były przez kibiców Lecha świętujących zwycięski mecz, więc nie bardzo wyobrażałam sobie rodziny z dziećmi próbujące przedrzeć się do okalających Rynek przybytków kultury. Muzeum Etnograficzne jest trochę oddalone od centrum, a my również już dawno tam nie gościliśmy.
Zanim dotarliśmy do głównego budynku muzeum, dziewczynki zdążyły już zagrać w kilka gier indiańskich – w obozowisku, które rozłożono na dziedzińcu.
W dawnej loży masońskiej zorganizowano konkursowe poszukiwania przedmiotów, nie pasujących do ekspozycji na których je umieszczono.
Sombrero nosił góral, a biało-niebieski, polski wazonik znaleźliśmy wśród naczyń z Laosu. Największą trudność sprawiło nam odnalezienie hinduskiego wachlarza i maski afrykańskiej, którą ostatecznie zlokalizowaliśmy na kredensie polskiej, wiejskiej chaty.
Moja najmłodsza córka bardzo zaangażowała się w konkurs i szukając maski przeczesałyśmy muzealne sale trzykrotnie;)
W oczekiwaniu na losowanie nagród obejrzeliśmy teatrzyk marionetek i spędziliśmy sporo czasu w mniejszym budynku, w którym znajduje się Muzeum Bambrów. Tu urządziliśmy własne poszukiwania przedmiotów, które podobne są do tych przechowywanych jako pamiątki w naszym domu. Becik w kołysce jest prawie taki sam jak ten uszyty dla mnie przez moją babcię. Znaleźliśmy też gliniane garnuszki, drewniane łyżki, „kwirlejkę”, podobne do wyszywanych przez babcię makatki…
…i drewniane klamerki – takie same jak te, które ozdabiają naszą łazienkę.
Rzeczy, które używali Bambrzy były przecież w większości takie same jak w innych wielkopolskich gospodarstwach.
Po powrocie do domu zgromadziłyśmy nasze domowe pamiątki na stole, porównałyśmy je z tymi utrwalonymi na zdjęciach i przypomniałyśmy sobie kilka rodzinnych historii.
W muzeum przechadzały się dziewczynki przebrane w stroje Bamberek, a w gablotach umieszczono też laleczki bamberskie i lalę, pod której spódnicą chowano dzbanek z gorącą kawą.
Te lalki w bamberskich kornetach na głowie przypomniały dziewczynkom lalkę Bamberkę, którą można znaleźć na półkach Pikinini😉
Nasza kartka z konkursowymi odpowiedziami nie została wylosowana ale wystarczyły rozdane cukierki – pocieszyciele by powrócił radosny nastrój. Cukierki rozdawali również „Indianie” prowadzący na dziedzińcu zabawy, w które zaangażowaliśmy się na kolejną godzinę. Od tarczy–żółwia, do którego rzucało się włócznią, nasza najmłodsza – wymalowana indiańskimi barwami – córka, nie chciała prawie odejść. Jej tata musiał obiecać sporządzenie podobnej atrakcji w naszym ogrodzie:)
Dziewczynki strzelały z łuków, łapały rzucane płócienne woreczki za pomocą długich kijów i urządziły wyścigi pluszowych żółwi:)
Powoli zapadała noc, a „Indianie” szykowali się do tańca pow–wow, w którym z uwagi na późną porę już jednak nie uczestniczyliśmy.
/
Komentarze