W tym roku, do pierwszego adwentowego pieczenia pierniczków, zmotywowała nas akcja zorganizowana w szkole dziewczynek, która ma na celu zbiórkę pieniędzy na spełnienie marzenia chorego chłopca.
Bardzo cenię sobie publiczną szkołę do której dziewczynki uczęszczają już drugi rok. Uczą się tu dzieci z różnych środowisk, ale pracujący tu ludzie wkładają mnóstwo serca i wysiłku w indywidualny i społeczny rozwój uczniów. To co uderza mnie z perspektywy rodzica płacącego kilka lat czesne w placówkach prywatnych, to właśnie różnica w podejściu do kształtowania pewnego rodzaju grupowej odpowiedzialności, umiejętności pozytywnego współdziałania i pomocy innym. W poprzedniej, prywatnej szkole kładziono największy nacisk na indywidualne sukcesy, skupiając się na konkursowej promocji tych najlepszych, mimo że osiągnięcia uczniów zazwyczaj nie wypływały z faktu nauki w tej szkole. Dzieci pochodziły często z dwujęzycznych rodzin czy takich, które inwestowały dużo w dodatkowe lekcje. Oprócz dzieci osiągających spore sukcesy były jednak i takie, które – jak wszędzie – nie potrafiły czytać i liczyć do końca szkoły, i takie które nie radziły sobie emocjonalnie z napięciem spowodowanym wymogami osiągnięcia sukcesów. W obecnej szkole, nauczyciele niezwykle aktywnie pozyskują środki na inwestycje, ciekawe projekty, angażują dzieci do wspólnych działań przynoszących korzyść nie tylko im samym.
Takim właśnie przykładem jest akcja pomocy choremu Krzysiowi. Podoba mi się, że zachęca się dzieci by zamiast zakupu paczki chipsów, przekazały te pieniądze na szczytny cel. W zamian mogą podpisać się na wielkiej karcie z życzeniami. To także część programu walki, jaką toczy szkoła o zdrowe odżywianie się.
Można również wraz z rodzicami upiec pierniczki, zapakować je w torebeczki i przekazać nauczycielkom, które będą sprzedawać je na dobroczynnym kiermaszu.
W czasie pieczenia nie omieszkałyśmy zadbać również o własne interesy, przygotowując mini poczęstunek dla św. Mikołaja, który powinien przecież posilić się dzisiejszego wieczoru, kiedy będzie wkładał prezenty do butów:)
Spadło mnóstwo śniegu, więc oprócz dobrej kondycji św. Mikołaja, musieliśmy pomyśleć również o brzuszkach naszych sikorek i innych ptaków. O naszych małych łakomczuchach i o tym jak zrobić dla nich smaczne jedzenie, można przeczytać także TUTAJ i TUTAJ.
W tym roku do naszej ogrodowej kolekcji karmników przybył jeszcze ten miniaturowy szwedzki domek. Do niedawna można go było jeszcze kupić w naszym sklepie, ale widać, że śnieg spadł nie tylko u nas i wszystkie karmniki zostały szybko wykupione.
Cieszy nas, że tyle ptaków będzie miało pełne brzuszki:)
W czasie adwentu, mamy też sporo innej pracy – kleimy nowe ozdoby choinkowe i kartki z życzeniami….
Musimy pamiętać też o codziennym uzupełnianiu kalendarza adwentowego…
Do niedawna również można go było kupić w Pikinini, ale teraz wszystkie egzemplarze wiszą już w Waszych domach:) Jesteśmy ciekawe jak inne dzieci poukładały małe pacynki w kieszonkach i w jakiej kolejności będą pojawiać się w szopkach…
Wieczorem przychodzi już na szczęście czas na odpoczynek;) Zapalamy ogień, czytamy i czekamy – jest czas adwentu.
/
Komentarze
Szlachetna inicjatywa , a pierniczki bardzo łanie Wam wyszły i pięknie zapakowane .
W naszym kościele też rozprowadzane były pierniczki na pewien zbożny cel , rozeszły się błyskawicznie i zabrakło dla tych osób , które uczestniczą w sumie i na mszy wieczornej , ponoć rozczarowanie było wielkie.
Karmnik – domek szwedzki , niezwykle urodziwy , przyznam ,że takiego pięknego jeszcze nie widziałam .Sama jestem właścicielką trochę wysłużonej chałupki a la szopka na siano , ale ptaszki się nie skarżą bo zaopatrzenie działa sprawnie i jest urozmaicone .
Kalendarz adwentowy też niebanalny .
Pozdrawiam -Yrsa
Yrso,
dobrze, że pierniczki wpisują się w szlachetne inicjatywy no i że ludzie ciągle mają potrzebę pomagania.
Pozdrawienia dla Ciebie i ptaszków:)
Ale smakowite i pięknie zapakowane pierniczki- palce lizać.
Książka nad książkami jeszcze przed nami, dziękuję za przypomnienie.
Pozdrawiam serdecznie!